na wejście


Gość w dom, Bóg w dom




"...Zdarzyło się że do jednej ze wsi podkrakowskich zawitał znużony drogą wędrowiec. A czas niespokojny, rzęsisty deszcz zacinał, wiatr szarpał konarami drzew. Opończa podróżnego całkiem przemokła, a że i pod wieczór to było i noc nadciągała, począł szukać schronienia.

Pukał do drzwi możnych chłopów. Do chałup zasobnych i obszernych, lecz nikt nie chciał mu otworzyć. Ot, włóczęga, obcy, pewnie brudny. Przeciąg będzie, błota naniesie. Niech idzie dalej. Do sąsiada. Tam na pewno go przyjmą. Tak myśleli bogaci gospodarza, nie chcąc sobie czynić kłopotu. A zatem nieznajomy przemierzył tak całą wieś i w końcu, nie mając już prawie nadziei, zastukał do ostatniej, dość ubogiej i małej chatki, stojącej na skraju wsi. Drzwi otwarły się i młody mężczyzna zaprosił serdecznie wędrowca do środka domu. Wskazał miejsce przy kominie. Przeprosił również, że wieczerza nie za suta będzie. Ot, chleb razowy, kilka owoców, rzepa. A i żona synka właśnie powiła, więc czas szczególny w domu. Niemniej z serca gościć pragnie on, jako gospodarz, zdrożonego nieznajomego. Wędrowiec, na wieść o narodzinach syna chciał nawet wyruszyć dalej, by nie przeszkadzać rodzinie, lecz ubogi chłop nawet nie chciał o tym słyszeć. Także nasz gość, znużony wielce ostał w chacie. Posilił się, ogrzał ciepłem od pieca bijącym i usnął szybko. Rano gospodarz nie pozwolił mu opuścić chaty bez śniadania, a i na drogę dał kawałek chleba. Wędrowiec podziękował gorąco, a pomny wydarzeń ostatniej nocy, zapytał kogo na chrzciny prosić będzie i jakie imię synowi przeznaczył. Na to gospodarz rzekł, że imię to synowi nadać pragnie takie, jakie ma wędrowiec. Skoro i on i syn tej samej nocy w jego zawitali progi. A na chrzciny nie bardzo ma kogo prosić, bo on przecież chłop ubogi, a tu wokół sami majętni gospodarze. Gdzieżby ich śmiał zapraszać. A zatem nasz podróżny zapytał, czy on może być zaproszony i czy gospodarzowi nie będzie wstyd gdy on z żoną jutro przybędzie. Chłop ucieszył się wielce. Rzekł, że nawet konia i wóz pożyczy i pojadą do chrztu jak sam król... Nazajutrz koło południa wielkie poruszenie we wsi nastąpiło. Główną drogą wojska jadą. Zbroje lśnią, konie stukocą kopytami, falują na wietrze proporce. Cześć rycerstwa otacza zaś dwie pięknie zdobione karety. Cała wieś więc wyległa, by przyglądać się pochodowi. A i pytania od razu się pojawiły. Któż to i z jakiej okazji przybył do nich. Może jakieś nowe opłaty, daniny, a może tylko tędy przejeżdżają, choć to przecież nie po drodze, do głównych traktów daleko A zdumienie rosło z każdą chwilą, bo cały orszak jechał szybko, nigdzie nie przystając, . Zatrzymał się dopiero przy ubogiej chacie na końcu wsi, chacie najbiedniejszego gospodarza we wsi. I tu wielka niespodzianka, bo z karety wysiadł sam król Kazimierz, później zwany Wielkim. Wraz z małżonką swą… Raz jeszcze dziękując za udzieloną gościnę wzięli nowonarodzonego synka i jego ojca do karety i do chrztu pojechali faktycznie jak królowie. A przyjęcie na wawelskim wzgórzu, zamku króla się odbyło. Chrześniak króla Polski otrzymał zaiste królewskie podarki. A bogaci gospodarze mocno żałowali, że owej, burzliwej nocy nie gościli króla Kazimierza. I także tego, że odmówili schronienia swojemu władcy."

Autorką tego tekstu jest Joanna Krzeczkowska, przewodnik krakowski. Pomyślałam, że to bardzo miła i ciepła opowieść która w dzisiejszych czasach chyba już się zdezaktualizowała. Przysłowie Gość w dom, Bóg w dom słyszymy czasami od naszych babć ale czy mamy na tyle odwagi żeby do naszego domu wpuścić każdego zabłąkanego przechodnia...?
Witam każdego bardzo serdecznie i staram się nie myśleć o tym co nas otacza. Aby każdemu kto puka do moich drzwi było miło, zrobiłam wizytówki powitalne - w dwóch egzemplarzach. W dwóch, bo dwa różne pomysły wpadły mi niezależnie do głowy i te dwa właśnie bardzo chciałam urzeczywistnić . . Nie umiałam wybrać, choć są takie różne, dlatego jedna wisi od strony korytarza a druga mieszkania. I tym sposobem miło jest kiedy pukamy do drzwi i kiedy zamykamy je już od strony mieszkania ;-)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy