Mam nadzieję, że zawitała do nas już na stałe. Na razie obecność wiosny mierzę w skutkach i to niestety ubocznych gdyż mojego synka dopadło dzisiaj wiosenne przesilenie z wysoką gorączką na czele i na czole. No cóż, ja się uchroniłam a on nie...pisałam ostatnio o braku zaufania do tak nagłego ciepła i wykrakałam... Poza tym incydentem jest bardzo przyjemnie bo z samego rana już słychać śpiewające ptaszki a na moim stole zaczynają kwitnąć szafirki


codziennie podglądam też moje tulipany z listkami w fioletowe kropki i widzę, że niebawem się zaczną do mnie uśmiechać (o czym zaraz oczywiście Wam doniosę) . Bardzo jestem ciekawa, jakie będą miały buźki ;-) no i wykluło się jeszcze jedno jajo... ;-)


Zatytułowałam je Le rosier dans Paris czyli krzak róży w Paryżu. Mam ogromny sentyment do tego miasta i choć wszyscy mówią, że trudno w nim znaleźć rodowitego paryżanina, to ja i tak lubię tam wracać. Jest w nim jakaś magia która mnie do siebie przyciąga i choć odwiedziłam to miasto już kilka razy to za każdym razem czuję jakby to był pierwszy raz. Wszystko mnie w nim zachwyca, ciągle odkrywam w nim coś nowego i zawsze jest mi przykro kiedy muszę go opuścić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy