Majówka
...
1 maja

Pomimo deszczu z którym pisałam ostatniego mojego posta, 1 maja nie był aż tak smutny jak to się zapowiadało. A zapowiadało się tragicznie, całodzienne siedzenie w domu zamiast buszowania po działce, spotkania z przyjaciółmi na otwarciu sezonu wiosennego...no cóż, trzeba było znaleźć sobie jakieś zajęcie i nie płakać nad czymś na co i tak nie ma się wpływu. Przestałam interesować się tym co działo się za oknem i proszę, w pewnym momencie przestało padać. Nie czekając długo (żeby nie okazało się, że się spóźniliśmy z decyzją) wyszliśmy na spacer. Na początek z lekkim niedowierzaniem, mój synek na rowerze, ja na nogach, reszta mojej rodzinki w domu z bólem głowy... okazało się, że deszcz odszedł w siną dal, więc wróciliśmy do domku po mój rower i pojechaliśmy przed siebie.


Odszukane sportowe buty...


Odkurzony rower...


Podjechaliśmy po moją siostrę i ruszyliśmy przed siebie.


Pogoda ustabilizowała się na tyle, że jeździliśmy aż do samego wieczora. Mieszkamy w takiej zewnętrznej dzielnicy miasta co pozwala nam korzystać z uroków i miejskich i wiejskich tego rejonu. Zawsze się śmieję, że wiele jest takich miejsc w mojej dzielnicy gdzie ludzie mieszkają jakby na wsi a w mieście. Zaletą tego miejsca jest pozostałość wielu starych, owocowych drzew które niegdyś, zanim powstały cudownej urody bloki, należały do prywatnych domów i tworzyły owocowe sady. Dzisiaj upiększają one trawniki, powstające ścieżki rowerowe, place zabaw. Nie omieszkałam się na chwilkę zatrzymać przy nich i zrobić im zdjęcia bo zawsze urzekają mnie swoją urodą.



Na placu kościelnym rosła sobie piękna magnolia, nie mogę nadziwić się jej charakterem, jej urodą i co roku żałuję, że kwitnie tak wcześnie i przekwita tak szybko. Chyba dlatego tak bardzo cieszy nas jej widok bo wiemy, że na kolejny będziemy musieli czekać cały rok.


W ten właśnie sposób minął pierwszy maja. Z planów które mieliśmy jeszcze w kwietniu nie wyszło nic ale najważniejsze, że wieczorem usiedliśmy wspólnie do kolacji i czuliśmy, że ten dzień nie przepłynął nam przez palce.

2 maja

A co było dalej ? Dzień rozpoczął się bardzo podobnie do poprzedniego czyli deszczem. Miałam tak zwane deja vu (przepraszam za brak akcentów) czyli wrażenie, że całkiem niedawno miało miejsce dokładnie to samo. Obudziłam się rano, słyszałam stukający o parapet deszcz i już cały plan który układaliśmy sobie w głowie legł w gruzach. Na szczęście każdy z nas znalazł sobie z samego rana jakieś zajęcie (tak żeby się nie miotać i poczekać aż się wypada). Ja zajęłam się dokańczaniem moich decoupage`owych prac.



I się wypadało (na co mieliśmy nadzieję) więc nie myśląc zbyt wiele, zebraliśmy się i pojechaliśmy do Krakowa. Tam, jak zwykle, mnóstwo ludzi, wiosna w pełnym rozkwicie, zielone drzewa, ciepłe powietrze, kwiaciarki, stragany, przepięknie ubrane uliczki - przygotowane do obchodów 3 maja. Uwielbiam atmosferę tego miasta i wczoraj widać było, że przyciąga ona ludzi z całego świata. Ilekroć tam jestem, mam wrażenie, że ładuję akumulatory. Niegdyś spędzałam w Krakowie bardzo dużo czasu gdyż tam właśnie kończyłam swoje studia. Po zamknięciu tego rozdziału, pozostał ogromny sentyment i nim właśnie zarażam aktualnie mojego synka.



Zdjęcia zostały zrobione w Galerii Krakowskiej gdzie aktualnie odbywają się warsztaty filmowe organizowane przez Krakowską Szkołę Filmową im. Jerzego Hasa


oto link do strony opisującej przedsięwzięcie http://muzyka.interia.pl/news/warsztaty-filmowe-w-krakowie,1471568,38

Komentarze

  1. Z ogromnym sentymentem przeczytałam ten post. Zwłaszcza gdy posałaś o atmosferze Krakowa. Opisałaś ją dokładnie tak jak ja ją odbieram. Kocham to miasto i znowu zatęskniłam za nim.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy