Czy nasze marzenia są marzeniami naszych dzieci ?

Pamiętam, że jako dziecko potrzebowałam bardzo swojej własnej choćby najmniejszej przestrzeni...i to nie chodziło to, że źle mi było dzieląc pokój z moją siostrą a potem nawet też mamą...oj nie, jednak potrzeba swojego kąta gdzieś cały czas dawała o sobie znać...Jednak skoro realia były inne niż moje marzenia, ograniczyłam je do przestrzeni swojego biurka i odłożyłam je na PÓŹNIEJ. 

Kiedy PÓŹNIEJ miałam już mieszkanie i pojawił się na świecie mój syn, moje marzenia okazały się być mało istotne. Jego istnienie i jego dobro było moim celem.... i wtedy pomyślałam, że muszę zrobić wszystko, żeby to właśnie On miał swój pokój skoro mnie nie było to dane. 

Zmieniliśmy mieszkanie, zagospodarowałam mały pokoik na Jego potrzeby i.... okazało się, że On wolałby być ze wszystkimi....i tak naprawdę, On wcale go nie potrzebuje... Ogarnął mnie pusty, wewnętrzny śmiech... śmiałam się sama z siebie....pokój okazał się być potrzebnym za dobre kilka lat...musiało minąć ich około 10 żebym mogła usłyszeć, że mój syn jest szczęśliwy z faktu jego posiadania.

Mijają kolejne długie lata, też blisko 10 i na świecie pojawia się moja córka....jestem spokojna bo trzy pokoje to już coś....przy dobrej organizacji, wszyscy mogą być szczęśliwi...co się jednak okazuje ?
Moja córcia zaczyna potrzebować bardzo szybka swojego stolika do "pracy" jak ona to określa, skoro stolik to i krzesełko...potem pojemnik na kredki, miejsce na kartki....że nie wspomnę o zabawkach, lalkach, wózkach itp. Tosia musi mieć swój kąt ! To była szybka myśl i jeszcze szybsza jej realizacja.
Kącik powstał w dużym pokoju żeby mogła być ze wszystkimi,  bawić się blisko nas i z nami...jednak permanentny bałagan w centralnym pokoju trochę zaczął mnie irytować. Poranne bieganie po rozrzuconych zabawkach, brak czasu przed wyjściem na ich posprzątanie....stwierdziłam, że trzeba koniecznie coś z tym zrobić...czyżby Tosia potrzebowała pokoju ???? I w tym momencie ogarnął mnie znowu śmiech, nie był on jednak pusty a pełen niedowierzania.
Szczęśliwie, udało się ! Zrobiłam mały misz masz meblowy, poprzestawiałam, poprzesuwałam, poprzenosiłam i Tosia zyskała swój mały pokoik. Jest zachwycona ! Jest tam stolik do "pracy", krzesełko i drewniana kuchenka a i miejsce do wypoczynku się znalazło ! 

Zapraszam na salony !


Często się tak zdarza, że wydaje nam się, że to czego chcemy dla naszych dzieci jest dokładnie tym samym czego one chcą....a rzeczywistość bywa inna....Czy Wam się też przytrafiają takie historie ? Czy aby wyeliminować takie sytuacje rozmawiacie ze swoimi dziećmi i podążacie za ich sugestiami ... choćby w jakimś stopniu ?

Pozdrawiam, Ewa
 

Komentarze

  1. Myślę, że nam, rodzicom to się często zdarza - albo chcemy dac dzieciom to, czego my nie mieliśmy, czyli spełniać swoje marzenia za ich pośrednictwem, albo po prostu wydaje nam się, że wiemy lepiej, wiemy co jest najlepsze dla naszego dziecka. A tymczasem takie małe szkraby same wiedzą najlepiej, co im do szczęścia potrzebne, a przy tym każde jest inne. najważniejsze, żeby na siłe nie narzucać swoich wizji, ewentualnie podpowiadać. Tobie się to udało doskonale i każdy jest zadowolony:-) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy