DIY czyli mama szyje, córka naśladuje
Wena przychodzi kiedy chce...najczęściej wtedy kiedy mam, jak ja to nazywam, wolną głowę, czyli spokojną, zrelaksowaną, otwartą na bodźce z zewnątrz. Teraz taka jest i pojawiła się wena a zaraz za nią działanie :-)
Nie żebym nie miała piórniczka na moje piśmiennicze akcesoria ale bardzo podobały mi się zawsze te lniane związywane ozdobnymi tasiemkami. Czasami przeznaczone były na pędzle, innym razem na kredki.
Z zimowych harcy wracałam już z konkretną myślą w głowie i konkretnym materiałem przed oczami. Materiał był kiedyś sukienką Tosi, miękki, w bardzo mi odpowiadających kolorach, jednym słowem, nie został wyrzucony bo a nóż widelec kiedyś się przyda ;-)) I tak właśnie się stało.
Uszyłam z niej najpierw sukienkę dla jednej z moich Tild, które swego czasu powstawały w zaciszu mojego domu. A w sobotę powstał piórniczek. Kiedy wyciągnęłam maszynę, Tosia natychmiast pobiegła po swoją i powstało prawdziwe atelier krawcowych ;-))
Praca paliła nam się w rękach. Tosia szyła co jej pod nią podeszło, kartkę papieru, wstążki, rzeczony materiał, ja tymczasem uszyłam takie cudeńko.
Lubię to uczucie kiedy to co robię jakby robiło się samo. Entuzjazm jest nawozem dla mózgu (przeczytałam to gdzieś ostatnio), jeżeli go nie ma, żadna wykonywana przez nas praca nie będzie ani satysfakcjonująca ani owocna.
Życzę Wam i sobie mnóstwo entuzjazmu... we wszystkim co macie do zrobienia.
Pozdrawiam
Ewa
Nie żebym nie miała piórniczka na moje piśmiennicze akcesoria ale bardzo podobały mi się zawsze te lniane związywane ozdobnymi tasiemkami. Czasami przeznaczone były na pędzle, innym razem na kredki.
Z zimowych harcy wracałam już z konkretną myślą w głowie i konkretnym materiałem przed oczami. Materiał był kiedyś sukienką Tosi, miękki, w bardzo mi odpowiadających kolorach, jednym słowem, nie został wyrzucony bo a nóż widelec kiedyś się przyda ;-)) I tak właśnie się stało.
Uszyłam z niej najpierw sukienkę dla jednej z moich Tild, które swego czasu powstawały w zaciszu mojego domu. A w sobotę powstał piórniczek. Kiedy wyciągnęłam maszynę, Tosia natychmiast pobiegła po swoją i powstało prawdziwe atelier krawcowych ;-))
Praca paliła nam się w rękach. Tosia szyła co jej pod nią podeszło, kartkę papieru, wstążki, rzeczony materiał, ja tymczasem uszyłam takie cudeńko.
Lubię to uczucie kiedy to co robię jakby robiło się samo. Entuzjazm jest nawozem dla mózgu (przeczytałam to gdzieś ostatnio), jeżeli go nie ma, żadna wykonywana przez nas praca nie będzie ani satysfakcjonująca ani owocna.
Życzę Wam i sobie mnóstwo entuzjazmu... we wszystkim co macie do zrobienia.
Pozdrawiam
Ewa
Piękna sukienka i piórnik. Strasznie słodko wygląda Twoja córka przy tej dziecięcej maszynie.
OdpowiedzUsuńCudowna sukieneczka, cudowny piórnik i przede wszystkim cudowna mała Krawcowa ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację z tą wolną głową i entuzjazmem - niestety dawno już nie czułam tego flow - choróbska skutecznie obdzierają życie z weny. Byle do wiosny - takiej jak na twojej pięknej tkaninie!
Ściskam!