Nasz nowy członek rodziny

Zawsze dostajemy to czego bardzo pragniemy ale czasami trzeba się strasznie długo na to naczekać ;-)


Ten oto kudłacz jest z nami już dwa miesiące. Wabi się Dżeki (imię nadane przez pierwszego właściciela) i ma trzy latka. A jak się u nas znalazł?

Nagle obudziło się we mnie pragnienie sprzed lat...chyba pod wpływem próśb moich dzieci, coraz częściej zaczęłam się zastanawiać co byłoby gdyby w naszym domu pojawił się pies...?
Oczywiście jak każda mama, na początku byłam bardzo przeciwna temu pomysłowi ale w momencie kiedy dzieci przestały prosić, ja zaczęłam się nad nim coraz poważniej zastanawiać. I się zaczęło.

Myśl nie chciała odpuścić więc spędzałam godziny nad zastanawianiem się czy kupić nowego, czy może adoptować no i oczywiście czy rasowego czy kundelka...a jeżeli rasowego to jakiego ? a jeżeli kundelka to jakiego ? Po pewnym czasie znałam na pamięć większość istniejących na internecie schronisk dla psów, niektórzy tam pracujący chyba też zaczęli mnie kojarzyć bo zaczęłam dzwonić, dopytywać. Stałam się ekspertem od ras i każdego mijającego mnie na ulicy pieska potrafiłam zakwalifikować do odpowiedniej bądź stwierdzić mieszanką jakich jest ;-))
Myślę, że moi bliscy nie byli nawet świadomi, że w takim stopniu się zaangażowałam.

Doszło nawet do tego, że mocno przeciwna temu pomysłowi moja siostra, nagle sama zaczęła szukać psa.

I znalazła ! OLX w służbie narody hihih


I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet 100 km trasy do wykonania nie było przeszkodą żeby zabrać go do naszego domu.

To było ogromne przeżycie dla dwóch stron. Właściciel oddawał choć bardzo tego nie chciał robić a my wchodziliśmy w totalnie nową sytuację ze zwierzęciem, którego w ogóle nie znaliśmy i nigdy wcześniej nie mieliśmy.


Jak się ma Dżeki po dwóch miesiącach mieszkania razem z nami ? Myslę, że ma się całkiem dobrze choć nasza codzienność bardzo odbiega od codzienności w jakiej żył swoje trzy pierwsze lata życia. Jestem bardzo mile zaskoczona ponieważ Dżeki wszedł w naszą rodzinę bardzo naturalnie i szybko zaakceptował obowiązujące tutaj prawa. Nie wiem tak naprawdę kto miał większą trudność z poukładaniem sobie nowej rzeczywistości, on czy my :-)

A jak zmieniło się nasze życie ?

Przede wszystkim jestem wyspacerowana jak nigdy dotąd. O  5:30 rano, rzeczony Dżeki zaczyna gładzić mnie po twarzy swoją łapką dając mi do zrozumienia, że wypadałoby już wyjść. Ta godzina należy do mnie bo nikt inny z mojej rodziny nie jest w stanie o tej porze opuścić ciepłego łóżeczka. Mnie jest chyba łatwiej dlatego gdyż ta właśnie godzina od lat tak naprawdę należała do mnie tylko dlatego żeby uszczknąć trochę dla siebie wolnego czasu. W ciągu dnia na spacer wychodzi ten kto jest akurat w domu a wieczorem, też zwykle ja, no ewentualnie gdy już nie mam naprawdę na to ochoty, późno wieczorny spacer Dżeki odbywa z moim synem.

Dżekiemu nadaliśmy przydomek Lizak, jest straszną przylepą, która nie lubi samotności choć zdarza mu się siedzieć czasami długo w domu samemu. Jak już wrócę z pracy i zjem obiad, słyszę poszczekiwanie, które w języku naszego pupila znaczy "usiądź wreszcie i mnie przytul albo chociaż pogłaszcz". Od czasu do czasu przybiega i obiema łapkami prosi o uwagę. Jak do tej pory, jest bezproblemowy poza jednym razem kiedy to przytrafił mu się kaszel :-)

Marzenia się spełniają, wierzę w to bardzo mocno ale nie wtedy kiedy my tego chcemy, tylko wtedy kiedy jest na to czas.
Kiedy moje dzieci zaczęły namawiać mnie na pieska, poczułam na swojej skórze to co kiedyś, dawno temu czuła moja mama. Śmiałam się wtedy do siebie bo zareagowałam na początku dokładnie tak samo jak ona. Miałam te same obawy ale oprócz tego było jeszcze we mnie to pragnienie z dzieciństwa, towarzyszące mi przez kilkadziesiąt dobrych lat marzenie o psie.

Teraz moja córeczka już się nie martwi, że zostaję sama w domu kiedy ona i jej brat wyjeżdżają.

Pozdrawiam
Ewa

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy