Zabawa w Tiffaniego czyli warsztaty z witrażu

Dlaczego by nie spróbować jeszcze czegoś innego ? Nie chodzi o to żeby poświęcić się temu do reszty ale żeby się sprawdzić i stworzyć coś niepowtarzalnego...
 

Stół zasypany szklanym kruszcem przerażał mnogością form i kształtów. Pojawiło się pytanie czy uda mi się cokolwiek sensownego z tego stworzyć, tym bardziej, że jako jedyna przyszłam na warsztaty bez wcześniej przygotowanego pomysłu. Stwierdziłam, że zrobię to co "urodzi mi się" w dłoniach kiedy zacznę dopasowywać do siebie szkiełka i takie podejście spowodowało, że ze stoickim spokojem zanurzyłam się w te kolorowe drobiazgi.

 
Podejście okazało się być idealnym bo po chwili okazało się, że znajduję takie elementy, które wręcz do siebie ciasno przylegają i idealnie pasują. Tym sposobem powstała ta oto żaglówka.


Kolejnym etapem było oklejenie każdej części miedzianą taśmą.


Doczytałam na internecie, że ten sposób wymyślił i wprowadził w życie Tiffany (jubiler, artysta, którego znamy zapewne przez jego słynne lampy) aby łączenie elementów było dokładniejsze i trwalsze.


Potem wystarczyło już tylko połączyć wszystko cyną i powstał witraż z prawdziwego zdarzenia.


Może dlatego, że za progiem są wakacje, a może dlatego, że lubię lato nad morzem...w każdym razie, mój witrażyk sprawia mi ogromną radość za każdym razem kiedy na niego zerkam zawieszonego w oknie.


Wszystkim polecam takie manualno-artystyczne poczynania. Ten czas kilku godzin tworzenia to totalne odcięcie od rzeczywistości, jesteście tylko Wy i dzieło, które powstaje.

Pozdrawiam
Ewa

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Włóczka za mną chodzi - czy jestem jedyna ?

Wieczorową porą ...w kuchni

Candy