sobota w domu
Wczoraj, jak to w sobotę, oddałam się w całości sprzątaniu. Pochłonęło mnie prawie bez reszty ale w porę się zorientowałam...choć w głowie było jeszcze tyle pomysłów na udoskonalenie i poprawienie tego co niedoskonałe to wczesnym wieczorem zostawiłam resztę na kolejny weekend. Układając, przestawiając i zaglądając tam gdzie dawno nie zaglądałam natknęłam się na łuski karpia...i uświadomiłam sobie, że miesiąc już czekają aby wylądować w naszych portfelach. Odkąd pamiętam, stałym punktem programu wigilijnego wieczoru w moim rodzinnym domu, było rozdawanie przez moją mamę malutkich, papierowych torebeczek z łuskami karpia. Pamiętam bardzo dobrze, że obierała i czyściła go tak aby jak najmniej ich stracić. To był rytuał. Każdy na nie czekał, skrzętnie chował je w swoim portfelu. Z perspektywy czasu dostrzegam, że tak naprawdę wcale nie chodziło o pieniądze które w zbliżającym się roku miały nam te łuski zapewnić ale o jakąś magię tych świąt, o tradycję, o coś co zdarzyć się może tylko raz